Odrobina prowokacji (PL)

autor: Maxime (Polska)

Odrobina prowokacji

…jeśli potrafisz.

 

 

Zasada główna:

Kluczem do udanego współżycia partnerskiego jest prowokacja.

Nie mów nigdy wprost, czego chcesz.

Pokazuj to poprzez czyny.

 

Zasada nr. 1:

Pamiętaj, że to Ty jesteś Panem w łóżku. Przejmij dominację nad swoją/swoim partnerką/partnerem. Pokaż jej/mu, że potrafisz… wiele. Na pewno ją/go to ucieszy. Każdy lubi być czasem rozpieszczany.

*

Nadeszła ta pora. Zdecydowanie. Wiedział, że kiedy będzie w końcu chciał, pozna to po sobie. W jakiś spobób; wcześniej nie rozumiał jeszcze, jak, ale teraz to czuł. Patrzył na Toma, który siedział obok niego jak w każdy wieczór, wszystko wydawało się takie same, zwyczajne, rutynowe, ale jednak… pragnął go. Tym razem już na pewno. Pojął to z chwili na chwilę. Chciał widzieć swojego brata nagiego i rozkoszować się całym jego ciałem. Kiedyś robili inne rzeczy, wystarczyły mu one, ale teraz naszła go ochota na więcej.

Już od paru dni tłumił w sobie te myśli, ciągle jednak gdzieś w duszy rozważając wszystkie ‚za‘ i ‚przeciw‘, bo się straszliwie, po prostu panicznie tego bał. Pragnienie mieszało się z lękiem. Gdy przekroczą już tą barierę… nie będzie powrotu. Do końca życia będzie musiał żyć z świadomością, że zrobił takie coś ze swoim bratem. Na dodatek był to jego pierwszy raz. Nie miał doświadczenia; a co, jeśli zrobi coś źle? Nie zniósłby tego, gdyby jego ukochany Tom go wyśmiał i wykpił. Warto podjąć aż takie ryzyko? Z drugiej strony, kochali i szanowali siebie nawzajem jak drogocenne skarby, którym nigdy by niczego złego nie zrobili. Tom na pewno by go nie skrzywdził, nie w taki sposób. Wiedział, że Bill jeszcze nigdy w swoim życiu z nikim się nie posunął do tej ostatniej bazy, z powodu czego wrażliwy czarnowłosy miał też ogromnego fioła na punkcie tego. Nie, dredziarz by go nie zawiódł. Ufał mu. Tylko jemu. Nie mógł stracić zaufania nawet w tej jedynej osobie.

Zresztą, był Billem Kaulitzem, na Boga! Osiągnął już tyle w życiu, czemu akurat to miałoby się nie udać? Dla Toma się postara, a jak się do czegoś naprawdę przykłada, wychodzą cudowne efekty. Tak samo, dlaczego miałby żałować? Chciał być z nim do końca życia… i będzie. Nie było już nad czym się dłużej zastanawiać, zrobi to.

*

Bill obserwował brata bacznie kątem oka, przygryzając niepewnie wargę. Przypominał sobie, co powinien zrobić na dobry początek. Dominacja, tak… to był dobry sposób, a na Toma pewnie zadziała. Musiał obalić swój wizerunek ‚cnotki‘, a teraz była najlepsza do tego okazja. Wstał z miejsca i podszedł do okna, po czym najzwyczajniej na świecie spuścił roletę.

Mrok zapanował w pokoju, a światło wpadało tylko przez małą szparę, tam, gdzie roleta nie zasłaniała szyby. Odezwał się głos Toma, wyraźnie zaskoczony:

– Bill? Chcesz już iść spać?

Zaśmiał się w myślach, komentując dla siebie słowa swojego brata ‚wieczór jeszcze długi‘, po czym milcząc powrócił na kanapę i jednym szybkim ruchem popchnął Toma tak, że ten położył się na całą długość mebla, a sam wygodnie umieścił swoje ciało na nim. Położył palec na ustach dredowłosego, nakazując tym samym milczenie i ściągnął mu czapkę, którą porzucił gdzieś na bok. Szybko pozbył się swoich własnych spodni i zabrał się za rozpinanie rozporka od Toma. Ten jednak szarpnął się, złapał mocno ręce brata i patrząc na niego z zaokrąglonymi oczami, zapytał:

– Co robisz? Ty naprawdę chcesz… w końcu… TY? Teraz? Przemyślałeś to, jesteś pewien? Nie będziesz żałował? W końcu tego się nie będzie dało już cofnąć, wiesz o tym? A ty jesteś dla mnie naprawdę ważny! Twoje uczucia są moimi uczuciami! Jeśli nie chcesz, to naprawdę nie musisz…

Tu Tom urwał, bo Bill zdążył w międzyczasie sięgnąć po swoje spodnie i właśnie je znów na siebie przyodziewał gwałtownymi ruchami. Nic nie mówił, a minę miał nieszczęśliwą i jakby wściekłą. Widział, że musiał go rozdrażnić, bo wyczuł, że jak jeszcze coś powie, to ten natychmiast wybuchnie i możliwie jeszcze zacznie mu tu płakać. Cholera! Co było? Może powinien był dać mu robić swoje; ale przecież chciał go tylko ostrzec. Czuł, że Bill robił to tylko dlatego, bo myślał, że Tom chce. Ale on nie chciał… Nie, źle, chciał. Ale nie zmuszał Billa do tego, mógł na niego poczekać, aż on będzie gotowy. Chciał, by to nie było robione z przymusu, albo pod jakąś presją. Bill powinien to dobrze rozważyć i dopiero potem się na to decydować.

Ironia losu. Bliźniacza telepatyczna komunikacja tutaj najwyraźniej zawiodła. Czarnowłosy chłopak przeklinał w duchu, walcząc z wybuchem złości i płaczu. Głupi, głupi Tom! W końcu chciał to zrobić, mu się podarować, rozkosznie przeżyć tą chwilę, a potem być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a tamten myślał, że to była decyzja pochopna! Gdyby wiedział, ile nad tym się już zastanawiał… Stanowczo za dużo! I to miałoby być jeszcze za mało?!

A diabli by wzięli tą całą dominację! Chyba jednak nie był to ten moment, ten jedyny i odpowiedni.

Bill zwinął znów roletę w oknie, warcząc cicho pod nosem, Tom wymamrotał jakieś ciche przeprosiny, nadal zdezorientowany. Końcówka dnia przebiegła tak jak zawsze.

*

Zasada nr. 2:

Spróbuj skusić swoją/swojego partnerkę/partnera jakimś rozkosznym afrodyzjakiem. Nastrojowa muzyka, piękne świece czy róże potrafią zdziałać cuda. Odkryj w sobie swoją romantyczną duszę.

*

Nie poddał się po ostatniej klęsce, wręcz przeciwnie. Poczuł w sobie ducha walki. W końcu będzie tak, jak chciał, jak sobie wymarzył, idealnie i cudownie. Pierwsza metoda nie zadziałała, wypróbuje kolejne. Gdyby za każdym razem po każdym niewypale tak szybko rezygnował, to Tokio Hotel mogłoby w ogóle nie istnieć. Był silny, zdecydowany i stanowczy. Dopnie swego, dostanie to, czego chciał i pokaże Tomowi, że on naprawdę chce! Rozumiał, że brat po prostu się o niego troszczył, ale swoim komentarzem rodem od mamuśki wzięty ostatnim razem naprawdę popsuł całą atmosferę. Przecież Bill nigdy by nie zrobił czegoś, do czego nie był zdecydowany. Wszystko musiał po kilka razy przemyślać.

Kolejna szansa, teraz się uda. Na samą myśl o tym przeszły go dreszcze.

*

Romantyczną duszę to on w sobie już dawno odkrył. Czuł się chodzącym romantykiem. W przeciwieństwie do Toma wzruszał się, cenił sobie subtelność i delikatność, lubił sprawy sentymentalne, a jak kochał, to prawdziwie. Teraz nadeszła chwila, w której poczuje się w swoim żywiole i zrobi wszystko perfekcyjnie.

Zamknął się w swoim pokoju i przygotował się do wszystkiego sumiennie i starannie. Muzyka, świecie, kwiaty. Tak jak miało być. Ale czy zrobi to wrażenie na Tomie? Powinno, każdy największy twardziel w pewnym momencie musi zmięknąć. Dredowłosy miał tego właśnie doświadczyć. Bill zaśmiał się diabelsko pod nosem.

Ogarniał spojrzeniem cały pokój. Niczego nie zapomniał? Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Poprawił jeden z wazonów z różami, aby kwiaty stały w nim prosto i nie upadły, tak jak prawie by się stało. Zrobione. Ostatni raz jeszcze obejrzał każdy skrawek pomieszczenia. Całość wyglądała ślicznie; świece wypełniały pokój takim intymnym, przyjemnym światłem, róże pachniały niebiańsko, a muzyka była łagodna, zupełnie nie w stylu tego, czego zazwyczaj słuchali, jednakże teraz odpowiednia. Wokalistka śpiewała takim seksownym, głębokim głosem, w którym po prostu czuć było prowokację i jednoznaczne myśli. Jego brat po prostu MUSIAŁ to polubić. Co zazwyczaj wydawało się kiczowate, teraz będzie idealną sytuacją do oddania mu całego siebie.

Szybko wymknął się z pokoju i zapukał lekko do drzwi obok, które były wejściem do cudownego królestwa Toma. Zaczekał chwilę, ale nikt się nie odezwał. Poczuł, jak blednie po twarzy. No przecież tym razem się uda?! Zapukał jeszcze raz. Znowu odpowiedziała mu cisza.

– Bill, szukasz Toma?

Aż podskoczył na miejscu; to był Gustav, ich kolega z zespołu, który teraz stał obok niego i się w niego wpatrywał. Nieźle wystraszył Billa. Kaulitz pokręcił szybko głową i powiedział:

– Nie. Tak. Nie. To znaczy, szukam, ale skoro go nie ma…!

– Jestem!

Nagle za Gustavem ukazał się jego brat, którego tak rozpaczliwie oczekiwał. Brunet zaczerwienił się mocno na jego widok i nie wiedział, co powiedzieć. Miał go zwołać do pokoju, przy przyjacielu? A gdyby Gustav tak przypadkiem chciał pójść z nimi i ujrzał to wszystko, co dla Toma przygotował? Za Chiny tego nie mógł zobaczyć! Chociaż była możliwość, by powiedzieć, że…

– Och, Tom. Mam bardzo ważną sprawę do omówienia z tobą, na osobności. Chodźmy do mojego pokoju. Wybacz, Gusti. To potrwa dość długo, a naprawdę muszę to załatwić z samym Tomem.

Dredowłosy na te słowa zmarszczył czoło i nie wydawał się być zadowolonym. „Rusz mózg!“, popędzał go w myślach Bill. „Sam wiesz, że ta rozmowa to tylko przenośnia“.

– Musi to być teraz? Idziemy właśnie do Davida, zagrać z nim w jakąś bijatykę. Chodź z nami. Porozmawiamy potem. Albo jutro. Przecież to nie ucieknie – odparł Tom w końcu, wzruszając ramionami.

– Ale Tom!

– Jezu, Bill! Czemu jesteś zawsze taki uparty? Nie mam teraz ochoty na poważne rozmowy! Jestem zmęczony, daj mi trochę odpocząć!

Billa w środku coś ścisnęło. Nie mógł teraz zbytnio na to nalegać, bo Gustav mógłby jeszcze nabrać jakichś podejrzeń. Niekoniecznie, ale musiał mieć stuprocentowe bezpieczeństwo pod tym względem. W ich związku nic nie mogło być spieprzone, bo jeden błąd, a wszystko mogło runąć. Takie były warunki ich niebezpiecznego, tajnego bycia razem. Także spędzenie w końcu chwil szczytu i uniesienia z Tomem tego wieczoru mógł sobie znów wybić z głowy! Chciał to zrobić TERAZ, a nie później. Był już przygotowany. Szlag.

Bill kolejny raz poczuł się bezsilny i postanowił odpuścić. Widocznie ta chwila też nie była im pisana. Zresztą, doszedł do wniosku, że jego brat naprawdę jest nadzwyczajnie głupi. Dlaczego nie rozpoznawał jego prowokacji?! Starał się, a wszystko na darmo! Tom po prostu był zbyt ślepy, żeby zauważyć te wszystkie znaki.

Do trzech razy sztuka. Spróbuje znowu. Kolejnej klęski sobie nie wybaczy.

Zresztą romantyczne sprawki chyba by jednak i tak na Toma nie zadziałały.

*

Zasada nr. 3:

Wypróbuj jakieś niezwykłe miejsce. Łóżko jest klasyką, ale może się szybko znudzić. Dlaczego nie wpaść na coś ekstrawaganckiego, innego, szokującego? Kontrowersja bardzo popędza. I rozmaica życie.

 

*

 

I tak się nie uda! Bill był tego pewien. Dwa razy spieprzył sprawę; za pierwszym prawie by mu się udało, ale Tom wszystko popsuł, a za drugim wybrał głupi, niekorzystny moment. Ciekaw już był, co im teraz przeszkodzi.

W myślach szukał jakiegoś dziwnego miejsca. Rozważał kilka: może jacuzzi? Nie, zbyt publiczne. Winda? Również. Przebieralnia? Również!!! Potrzebował czegoś, gdzie zachowają dyskrecję, ale taka, która będzie im zapewniona. Szukanie miejsc poza obrębem jego pokoju nie posiadało żadnego sensu. Wszędzie mogli ich ludzie nakryć. Cholera. Także musiał znaleźć coś nadzwyczajnego w swoim własnym pokoju. Trudna sprawa…

*

– Tommy? Kurczę, mam jakiegoś obrzydliwego robaka w szafie! Błagam cię, zabij go! Albo nigdy więcej do niej nie wejdę. Przysięgam.

– Dobra. Możemy się założyć, jak długo wytrzymasz. W końcu się za nią stęsknisz. Twoja kochana szafa. A jeszcze kochańsze ciuszki.

– TOM!!!

– Och, jeju, skoro tak nalegasz, to go zabiję. Daj mi jakiegoś buta albo coś, żebym miał czym go zmasakrować. Zobaczymy, jak będzie wyglądał ze swoim wnętrzem na wierzchu. Może być całkiem ciekawie. Będziesz chciał zobaczyć? Nauczysz się nieco biologii.

– Tom… jesteś obrzydliwy.

– Jeszcze dziesięć minut temu mi mówiłeś, że świetnie całuję, a teraz…

– Morduj!

*

Tom z jednym butem-kowbojkiem od Billa w ręku, czyhający na wyimaginowanego robaka w szafie, wyglądał komicznie. Czarnowłosy zaśmiał się i powoli stanął za swoim bratem, próbując powoli oddychać, bo z podniecenia przed tym, co się za chwilę stanie, robił się niespokojny.

– Bill… ja tu żadnego robaka nie widzę.

Uśmiechnął się szeroko i położył rękę na ramieniu dredziarza. Drugą dłonią odebrał mu buta i odłożył na bok. Zasunął drzwiczki zabudowanej szafy za sobą. Było tu naprawdę ciasno, wśród tych wszystkich nierozpakowanych walizek, z Tomem. Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy raz – leżąc na dnie szafy – ale stwierdził, że może być całkiem ciekawie.

Tom obrócił się przodem do niego. Bill przeniósł swoją rękę na jego biodro i pogłaskał delikatnie tamto miejsce. Po chwili pochylił się w stronę brata i pocałował mocno w usta. Dredziarz odwzajemnił pocałunek, który na początku był bardzo miękki i subtelny, ale z czasem stawał się coraz bardziej dziki. Młodszy Kaulitz pragnął już zrzucić czym prędzej ubrania z siebie i Toma, bez zbędnych gierek wstępnych, by w końcu przejść do istoty rzeczy. Tyle się już naczekał na tą chwilę…

Wsunął dłonie pod szeroką koszulę Toma i zaczął masować jego brzuch, a potem gładzić tors. Pocałował go kolejny raz, a palcami drażnił przy tym brodawki brata. Dotykał jego ciała badawczo i z ogromnym zapałem. Tom nie stawiał zadnego oporu. Powoli pozbył się koszuli i bez namysłu zdjął również górną część garderoby Billa. Obsypywał teraz ciało brata drobnymi pocałunkami, które były zaledwie ulotnymi muśnięciami torsu wargami. Błądził ustami coraz niżej, co sprawiało, że Bill cały drżał z rozkoszy. Jego uda były teraz dotykane przez zachłanne dłonie Toma, a w dolnych rejonach ciała czuł naprężenie. Jego męskość domagała się wolności! Ale jego ukochany mu jej da, tak… Tylko jeszcze chwila…

Tom uniósł nagle głowę i się wyprostował. Westchnął ciężko i dłoń przyłożył do czoła, kręcąc głową. Bill osłupiał.

– Bill, my nie… W szafie? Czy nas już doszczętnie porąbało? W takim miejscu? To chyba nie jest…

– …odpowiednia chwila? Ja pierdolę, Tom! – Czarnowłosy, widząc, że znowu coś się nie udaje, nie potrafił się już opanować i wybuchnął. Byli już tak blisko! Było im tak dobrze! – Ciągle się starałem, dla ciebie, chciałem w końcu uprawiać z tobą wymarzony seks, poczuć się szczęśliwy, a ciągle się coś nie udawało! Najpierw twierdzisz że ja tak naprawdę jeszcze nie chcę, choć kurwa przez pieprzony tydzień o tym myślałem, potem Gustav nam przeszkodził i jakaś głupia bijatyka z Davidem na Playstation, a teraz? Co jest złego w szafie? W podręczniku, cholera, pisało, że dziwne miejsca podobają się partnerom! Powiedz, co ja zrobiłem nie tak! Ja już nie mogę! Nie możesz mnie po prostu wreszcie przelecieć i po sprawie?

Billowi zabrakło w końcu już tchu. Skończył mówić i zaciskając mocno zęby, by się nie załamać, wpatrywał się w jakiś punkt w głębi szafy, choć tak naprawdę widział tylko ciemność. Był taki zły, już sam nie wiedział, czy to na Toma, czy na siebie, a może na głupie zrządzenie losu; najwidoczniej nigdy nie miał przeżyć swojego pierwszego razu z dredziarzem. Może powinien w takim razie pozostać wiecznym prawiczkiem, skoro coś mu dawało jakieś wyraźne znaki, już trzeci raz, że nie pora?

Wszystko mieszało mu się w głowie, chciał rzucić już to wszystko w cholerę i nigdy więcej nie próbować. Najwidoczniej związek jego z Tomem był faktycznie zły i karygodny, jak mu sumienie już tyle razy podpowiadało. Dlaczego te wszystkie dziewczyny mogły z jego bratem wyczyniać takie różne rzeczy w mgnieniu oka, bez komplikacji, a z nim są takie problemy? Był po prostu beznadziejny. Nie nadawał się do tego.

– Bill, ja nie wiedziałem, że ty tak myślisz… – wyszeptał w końcu Tom i Bill poczuł, jak obejmuje go opiekuńczym ramieniem i przyciąga do siebie. Przytulił twarz mocno do jego klatki piersiowej i czuł policzkiem szalone bicie jego serca. Przymknął oczy. Niech się dzieje co chce.

– Jaki podręcznik? O czym ty mówiłeś? – zapytał go dredowłosy, gładząc uspakajająco jego plecy.

– Bo ja… ja chciałem, żeby było idealnie. Inaczej niż z tymi głupimi i naiwnymi dziewczynami, które co wieczór zaliczałeś, w takiej ilości jakbyś muchy zbijał. Chciałem naprawdę wymyślić coś cudownego, czego byś nie zapomniał. Żebym był w twoich myślach tylko tym jedynym. Myślałem, że tam będzie pisało coś, co sprawi, że będzie niesamowicie… ale nic się nie udawało.

Głos łamał się Billowi, a Tom przytulił go mocniej do siebie. Pocałował czubek jego głowy i po chwili, znienacka, zaczął się śmiać. Głośno, niepohamowanie, szczerze. Czarnowłosy odsunął się od niego i patrzył z niesmakiem w oczach. Wiedział, że tak będzie! Wyśmiał go! Stał się obiektem kpin! Mógł mu tego nigdy nie powiedzieć, nie zwierzać się z tego. Ale było już za późno.

Tom szybko się jednak uspokoił i ujął dłonie brata swoimi. Z uśmiechem na twarzy zaczął mówić:

– Przecież ty już sam w sobie jesteś dla mnie idealny i tym jedynym! Nie potrzeba ci do tego żadnych głupich podręczników, które opowiadają tylko głupoty, byle się dobrze sprzedały i ludzie mieli rozrywkę. Naprawdę stać cię na dużo, Bill, nawet bez tego, co tam jest napisane. No pewnie, że się między nami nie udawało, skoro słuchałeś rad z takiego czegoś, a nie przyszedłeś po prostu do mnie i mi nie powiedziałeś o tym wszystkim wprost.

– Ale – wtrącił się w tym momencie Bill – podobno powinno się nie mówić tego wprost, tylko pokazywać to poprzez czyny. Sztuka prowokacji – Po chwili jednak zorientował się, co powiedział i dodał z przerażeniem – O Jezu. Wybacz. Znowu zacytowałem jakąś bzdurę z tej księgi diabła.

Tom ścisnął ręce brata i wyszczerzył szeroko zęby.

– Zapomnij. A teraz przenieśmy się na łóżko, bo zaraz ten robak się tutaj do nas dobierze.

– A właśnie. Tom, tu żadnego robaka nie ma, to była tylko wymówka…

– Zdążyłem się o tym przekonać – odparł dredziarz i uchylił drzwi szafy. – Idziesz?

*

Zasada dopisana przez Toma [i tylko tej słuchaj!]:

Nigdy nie wierz w żadne podręcznikowe zasady. Dla naszej miłości takich nie ma.

(Przy okazji, gdzie kupiłeś tą książkę?)

KONIEC

EPILOG

Czarnowłosy westchnął czule, podczas gdy jego brat delikatnie gładził jego brzuch. Bardzo powoli, subtelnie, samymi opuszkami palców. Dreszcze opanowały całe ciało Billa, które powodowały przyjemne mrowienie w każdym miejscu. Chciał być dotykany przez Toma właśnie tak – wszędzie; pragnął być cały jego. I tylko jego.

Objął dłońmi jego kark, po czym złożył na wargach ukochanego długi, zmysłowy pocałunek. Dokładnie tak wyobrażał sobie swój pierwszy raz: z tą właściwą i jedyną osobą, tak oszałamiająco, cudownie, a przede wszystkim z tak wielkimi towarzyszącymi temu uczuciami. Głupstwem były te wszystkie rady z podręcznika, które w ogóle nie okazywały tego, co czuje; do takiego doszedł wniosku. Trzeba było słuchać swojego wewnętrznego głosu i serca. Przecież to on decyduje o wszystkim, on wie, co jest dla niego dobre. Nikt mu przy tym nie poradzi. To tylko i wyłącznie jego sprawa.

– Tom? – zapytał Bill cicho, odsuwając się lekko od twarzy Toma i spoglądając niepewnie w jego brązowe tęczówki. Wyczytał w nich ufność, radość, miłość, ale też podniecenie. Czuł odzwierciedlenie jego własnego stanu w oczach brata. To go najbardziej przerażało. Byli do siebie tak podobni.

Jednakże teraz nie była chwila, by znowu popadać w głębokie rozmyślania i pesymistyczny nastrój z powodu tego, że po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, iż w sumie to, co czynią, było rzeczą niedozwoloną. Pora na coś zupełnie innego.

– Bądź ostrożny, dobrze?

Tom uśmiechnął się do niego ciepło i przybliżył rękę, by pogłaskać go po policzku.

Wtedy stało się nieodwracalne. Bill jęknął głośno i przycisnął dredziarza mocniej do siebie. To było dziwnym uczuciem. Czuł się taki… ciasny. Blondyn jednak posłuchał jego prośby i starał się najbardziej, jak mógł. Był czuły, nie spieszył się, było po prostu idealnie. Na początku bał się uczynić jakikolwiek ruch, by tylko Billa nie zranić. Jednak ten mu w końcu dał pozwolenie na szybszą akcję. Kochali się długo, namiętnie, aż do utraty tchu. Początkowo całkiem niewinnie, z czasem stali się drapieżni i dzicy, wlewając w swoje czynności całe swoje dotychczas tłumione emocje i napięcie seksualne.

W końcu opadli, zupełnie zmęczeni, na poduszki i leżąc obok siebie, wpatrywali się w sufit, teraz zbyt nieśmiali, by cokolwiek powiedzieć, po tym, co się wydarzyło. Stało się. Minęło. Teraz powrotu już nie było i nigdy nie będzie. Nie byli już zwyczajnymi braćmi, lecz zakazanymi kochankami.

Bill po krótkiej chwili, kiedy udało mu się już uregulować oddech, odszukał swoją dłonią rękę Toma i splótł ze sobą ich palce. Odwrócił głowę i zerknął na osobę obok niego. Dredziarz był cały zarumieniony, nadal oddychał ciężko i wyglądał jak człowiek, który właśnie spełnił swoje najskrytsze marzenie.

– Ty zboku – widząc minę Toma, Bill pozwolił sobie ten mały komentarz, pokazując swoje zęby w uśmiechu.

– Sam jesteś zbok – obronił się ten i odwzajemnił gest.

Leżeli po tym jeszcze tak, nic nie mówiąc, a w myślach ciągle wracając do tych ostatnich godzin.

Słowa były zbędne.

*

– Następnym razem zróbmy to jednak w tej szafie.

– I kto tu jest zbokiem.

– Też cię kocham, Tom.

KONIEC KOŃCÓW

autor: Maxime

2 thoughts on “Odrobina prowokacji (PL)

  1. Já nevím proč, ale tahle povídka mi prostě učarovala. Sice ne všemu rozumím, ale je to prostě krásný. Ta pravidla/zásady jsou úžasná, pěkný, moc, celý :)))

Napsat komentář

Vaše e-mailová adresa nebude zveřejněna. Vyžadované informace jsou označeny *

Verified by ExactMetrics