Bloody Kiss (PL)

autor: Maxime (Polska)

 

 

To wszystko twoja wina.

Gdyby nie ty, żyłbym gdzieś tam, o, daleko, gdzie nie sięga żaden ludzki umysł. Tam, gdzie nic nie jest racjonalne i wyjaśnione, uzasadnione czy zrozumiałe. Marzenie każdego zmarłego, znaleźć się w Raju i mieć tam beztroskie życie wieczne. Wiesz, jakie tam są luksusy? Mogłem przez ułamek sekundy się temu przyjrzeć. To nie żadne klejnoty, bogactwa, czy inne pojęcia, które ludzie uważają za cenne. Tam liczą się inne sprawy. Brak cierpienia i wieczna radość jest jedną z nich. Nie zrozumiesz, jak wielki to jest przywilej. A może dopiero dotrze do ciebie to, gdy będziesz żył w głębokiej rozpaczy i będziesz błagał o chwilę spokoju i ulgi.

Chociaż, gdy ciebie obserwuję, mam wrażenie, że już cię to ogarnęło. Przynajmniej miałeś tak po mojej śmierci. Myślałeś, że cały świat się zawalił. Mało brakowało, a wstąpiłbyś w moje ślady i uczynił ten sam błąd co ja. Ciekawe, czy dalsze losy czekałyby cię takie same? A może potraktowaliby cię bardziej honorowo i przynajmniej zorganizowali porządny pogrzeb? Nieważne. Już nie wracam do tamtych wydarzeń z przeszłości, które są dla mnie jedynie mroczną powłoką tego, co potem się zdarzyło.

Co czułeś, gdy ujrzałeś mnie ponownie? Niepohamowany strach. Niezrozumienie. Przecież ja umarłem? Tak, Tom, umarłem. Gdyby moje losy potoczyły się inaczej, to – na dobre. A zamiast tego ufundowaliście mi, wszyscy, wieczne błądzenie po tej nieszczęsnej ziemi!

Przecież samobójca to człowiek zhańbiony, splugawiony, niezasługujący na porządny pochówek, jak każdy inny człowiek, nieprawdaż?! Wy nic nie wiecie! Jak wiele potraficie zmarłemu w taki sposób zniszczyć, jak wiele jego marzeń o życiu wiecznym może runąć, przez waszą decyzję. Morał, to się dla was liczy. Szacunek dla zmarłych ‚normalnie‘ i pogarda dla samobójców. My nie mamy wstępu na wasze cmentarze, bo byśmy na nich tylko pozostawili brudny ślad, ślad zbrodni i nieczystej gry.

Byłem człowiekiem niewierzącym, nie miałbym nigdy wstępu do Raju. Lecz w tej ostatniej chwili, gdy już miałem przed sobą przebłysk tego, co tracę i wizję wiecznych pieczar w Krainie Męki, zrozumiałem mój błąd. Dostałbym przebaczenie. Dzięki tej jednej małej milisekundzie, w której jednak uwierzyłem.

Ty mi to zniszczyłeś, Tom. Ty! Nie inni. Może i wszyscy zawiniliście, ale ty jesteś moim bratem, bliźniakiem, najbliższą mi osobą. Twoim obowiązkiem było walczyć ze wszystkich sił o to, bym uzyskał wieczne, słodkie życie. Przez ciebie muszę tułaczyć się po tym globie, tak beznadziejnym. Jak na ironię losu, tam, skąd chciałem uciec, muszę teraz pozostać na zawsze. Paradoks? Ucieczką zapewniłem sobie własne więzienie?

Twoja wina. A teraz moim obowiązkiem jest ukarać cię za to.

***

Noc. Tylko ona zapewnia mi egzystencję. Podczas niej mogę się swobodnie poruszać, zwiedzać różne miejsca. Rutyna, ona mnie wyniszcza, ale muszę to czynić. Mógłbym po raz drugi się poddać, ukazać się w świetle słonecznym i się zabić, ale co mi to da? Bramy Niebios dla mnie się już nigdy nie otworzą, jestem stracony. Lepsza wędrówka tutaj, niż męki piekielne. Choć nudzę się tutaj noc w noc, to jednak jakoś muszę to wytrzymać. Przynajmniej nic nie czuję. Ani radości, ani bólu. Jestem nieczuły, moim obowiązkiem jest tułaczyć się i tylko to. Emocji nie doświadczam, bo to przeszłość. Już nie jestem człowiekiem.

Nikomu się nie okazuję, bo dla wszystkich jestem człowiekiem martwym. Ja już dla nich nie istnieję. Mnie nie ma. A jednak jestem, wszechobecnie czyham gdzieś tam, a może tu, albo gdzie indziej. Nieważne gdzie, ale jestem. Człowiek tylko wierzy w to, co zobaczy, a jako że mnie nie widzą, to we mnie nie wierzą. Proste. Jednak ty jesteś wyjątkiem. Tobie chciałem się pokazać, żebyś zobaczył, co ze mnie uczyniłeś. Żebyś krzyczał i wrzeszczał, próbował uciekać. Jednak ja zamknąłem drzwi i zablokowałem ci możliwość wydobycia się na zewnątrz. I tylko się śmiałem. Bez uczuć, był to zimny śmiech, do którego zdolna jest tylko istota taka jak ja.

Nie rozumiałeś. Kto by też potrafił? Po pierwszym szoku się ucieszyłeś. W końcu twój kochany brat wrócił! Twoja miłość, muza, pasja, część siebie, najważniejszy dla ciebie człowiek! Ale już szybko się zorientowałeś, że to nie tak. Nie jestem tym, kim kiedyś byłem. Wystarczył jeden mój ironiczny uśmiech i wszystko się wydało. Potem cię znów ogarnęła panika.

Teraz się przyzwyczaiłeś. Nawiedzam cię co nocy, wkradając się do twojego pokoju po cichutku, ostrożnie. Próbowałeś uciec, bywałeś w różnych miejscach, ale przede mną nie ma ucieczki. I tak wiem, gdzie jesteś, niezależnie od tego, czy w Berlinie czy Tokio. Nie musisz nic mówić, bo ja cię wyczuwam na odległość, nieskończone kilometry. Poddałeś się. Strach cię opuścił i zacząłeś mnie nawet lubić. Wyczekujesz mnie już za każdym razem. Gdy ja przychodzę, ty nie śpisz. Siedzisz na łóżku i wgapiasz się w ten jeden punkt. Wiesz, że zawsze właśnie tam mnie znajdziesz. Uśmiechasz się, gdy mnie widzisz. Wyciągasz do mnie rękę i dotykasz, chcąc wyczuć, czy to na pewno ja, a nie tylko jakaś iluzja, wytworzona oczyma twojej wyobraźni, twojego pragnienia.

Lubisz rozmawiać ze mną. Jak za dawnych czasów, nie? Pomimo, że wiesz, że zachowuję się inaczej, nie mam w sobie żadnych większych wartości, emocji i myśli, to i tak widzisz we mnie swojego brata, dawnego Billa. Nawet nie muszę nic mówić. Wystarczy, że siedzę przy tobie i cię słucham. O sprawach codziennych, które już dawno mnie nic nie obchodzą. Ale ty opowiadasz mi o wszystkim. Widzisz we mnie pewnego zwierzyciela, a może i przyjaciela.

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, że się we mnie zakochałeś. Gdy pewnej nocy nie przyszedłem, następnej zastałem cię całego zapłakanego. Tęskniłeś… teraz, gdy masz mnie dostępnego, tęsknota twoja przy rozłące jest większa niż wtedy, gdy mnie straciłeś i myślałeś, że już nie powrócę. To nieszczere. Gdybym chciał ci zrobić na złość, nie pokazałbym się tobie już nigdy więcej. Ale nie taki jest mój plan, zresztą nie mam w sobie nienawistnych uczuć, nie mam żadnej motywacji do takich czynów. Ja tylko czekam na odpowiedni moment, by dokonać zemsty, tej, która się tak naprawdę liczy.

Zacząłeś krzyczeć i się pytać, gdzie byłem. Ja jak zwykle milczałem. Wtedy ty się nachyliłeś i mnie pocałowałeś. Musiało ci się podobać, bo zaangażowałeś się w to z namiętnością. Pocałunek był płomienny; przynajmniej dla ciebie. Ja niczego nie czułem. Zachowałem się biernie. Jak zwykle.

Potem nastąpiła cisza. Byłeś przerażony, no bo jak to, całować brata? Jednak chciałeś jeszcze i jeszcze, stałem się twoim narkotykiem. Uzależniłeś się od tych pocałunków, którym teraz nie było końca.

Zamiast rozmów, teraz liczyły się czyny.

Było mi obojętne, co ze mną robiłeś. W końcu po to przybyłem, byś mógł się mną nieco nacieszyć. Byś ponownie przywiązał się do mnie tak silną więzią jak kiedyś, a może i jeszcze bardziej. Po to, by ból po tym był większy…

To okrutne, wiem, ale taka była moja misja. Mój cel, zadanie, które musiałem wykonać, bo musiałem się z tobą rozliczyć.

***

Księżyc świeci bardzo jasno. Razi mnie jego światło, jest niczym śmiertelne dla mnie promienie słoneczne, jednak nie zagrażające mojej egzystencji. Dla człowieka jest on taki jak zazwyczaj, mnie ślepi i daje mi znak. O tym, że nadeszła pora.

Snuję się z lekkością pomiędzy drzewami, ciągle naprzód, skupiony na swoim zadaniu. Jakiś wilk w oddali zawył trzy razy; kolejny znak. Przede mną gromada ptaków zrywa się nagle do lotu, a gdy przyglądam się im bliżej, okazuje się, że były to czarne kruki. Przyroda cały czas pokazuje mi, że nie mogę teraz zwlekać, lecz kierować się w tamtą stronę, do ciebie, by cię odnaleźć i się nareszcie zemścić.

Dochodzę na ulicę. Grupka pijanych ludzi spaceruje tu wesoło, lecz nie dostrzega mnie, bo jestem dla nich niewidzialny. Już niedaleko. W oddali widzę ten hotel, w którym się znajdujesz. Nim spostrzegam, już tam jestem.

Stoję przed twoimi drzwiami i po raz pierwszy się zatrzymuję. Nigdy tego nie robiłem, więc nie mam pojęcia, czy w ogóle się uda. Ale po to jestem, by to uczynić, dlatego też czuję, że będzie dobrze. Wchodzę do środka, a ty jak zawsze siedzisz na łóżku i uśmiechasz się na mój widok.

– Cześć – szepczesz, a ja tylko przytakuję lekko głową.

Podchodzę coraz bliżej. Pewność ogarnia mnie, stanowczość. Milczę i wpatruję się w twoją twarz. Nachylasz się lekko do mnie, ale ja się odsuwam. Tym razem nie pozwolę ci czynić ze mną, co  tylko zechcesz. Ostatni pocałunek należy do mnie…

Kładę palec na twoich ustach i powstrzymuję cię przed dalszymi ruchami. Obejmuję cię rękami w pasie i ocieram głową o twoją szyję. Podoba ci się to. Zapewne myślisz, że przejmuję dominację i postanawiam dostarzyć ci wiele rozkoszy. Mylisz się, nawet nie wiesz jak bardzo.

Nagle wbijam ostre paznokcie w twoją skórę i słyszę twój zagłuszony krzyk. Zdecydowanym gestem przybliżam usta do twojego karku i szybko wgryzam się w ciebie.

Dopiero wtedy zaczynam coś czuć. Po raz pierwszy od dawna dane jest mi doświadczyć uczuć, emocji. Przez ułamek sekundy zdaje mi się, że mógłbym umrzeć z podniecenia i radości. Czuję w sobie smak twojej słodkiej krwi. Przestajesz się ruszać i wyrywać. Jesteś spokojny, najprawdopodobniej omdlałeś. A ja nie odrywam się. Jeszcze nie.

Po chwili dopiero, gdy wystarczająco długo cię zesmakowałem, puszczam cię. Znów ogarnia mnie uczucie. Tym razem jest ono takie niesamowite. Mam wrażenie, że odżyłem na nowo i stałem się ponownie człowiekiem. Jakbym oddychał, a przez moje żyły płynęła krew, taka jak ta twoja. Czuję w sobie wolność i życie. Ale to tylko złudzenie, które od razu znika. I znów wszystko jest tak jak zazwyczaj.

Kładę cię na miękkiej pościeli, a na twoich ustach składam czuły pocałunek. Ten obiecany, ostatni.

Teraz pora na mnie, muszę iść. Jednak niedługo znów się zobaczymy. Ale tym razem będzie to inne spotkanie. Jesteśmy sobie równi, nareszcie. W końcu doświadczysz tego co ja. Wspólnie będziemy się błąkać po ziemi i nigdy nie doznamy Wiecznego Szczęścia.

– Witaj w świecie wampirów, Tom.

autor: Maxime (Polska)

4 thoughts on “Bloody Kiss (PL)

Napsat komentář

Vaše e-mailová adresa nebude zveřejněna. Vyžadované informace jsou označeny *

Verified by ExactMetrics